Opactwo Jumieges – Magiczna Ruina

Jest sobie takie miejsce u źródeł Sekwany, którego potęga przetrwała najazdy wikingów, Wojnę Stuletnią i całą masę zawirowań politycznych na przestrzeni ponad jedenastu wieków. To opactwo Jumieges (fr. Jumièges Abbaye), którego rozwoju nic nie było w stanie zatrzymać! Nic, oprócz Wielkiej Rewolucji Francuskiej – przemian polityczno-społecznych, które wraz ze swym nurtem zabrały bogate żniwo doprowadzając tym samym romańską perłę do niemal zupełnej ruiny.

Mini eBook z pomysłem podróży szlakiem gotyku we Francji:

Początek końca

Będąca motorem aktów barbarzyństwa i wielu zbrodni przeciwko architekturze i dziedzictwu Francji, Wielka Rewolucja Francuska była zjawiskiem, które w pewien sposób można usprawiedliwić. Aby lepiej zrozumieć pobudki targające ówczesnym społeczeństwem w trudnych dla tego kraju czasach należy zagłębić się w istotę tego dość złożonego problemu, czego nie zrobimy. Wiadomym jest jednak fakt, że nie pojawił się on znikąd ani od razu. Niemniej dość szybko rozwiązała go targana głodem i niezadowoleniem ludność. Kwestią czasu było zwrócenie się przeciwko jednej z najbogatszych warstw społeczeństwa, jaką reprezentował kler.

Odkryj opactwo Saint Georges de Boscherville – 12 kilometrów od Jumieges

W ciągu niespełna trzech tygodni od wydania dekretu z 13 kwietnia 1790 roku u bram opactwa stanęła delegacja, która miała wykonać inwentarz dób ruchomych. W 1791 roku całą nieruchomość wystawiono na sprzedaż, a klasztor w międzyczasie pełnił funkcję domu starców dla pozostających tam wciąż braci. Cztery lata później, cały kompleks wraz z romańskim kościołem Najświętszej Marii Panny z XI wieku nareszcie spieniężono. Właściciel sprzedanego jako dziedzictwo narodowe kompleksu, niejaki Sire Lescuyer, doprowadził go do ruiny. Kolejny zarządca kompleksu Jean-Baptiste Lefort skierował swoje zainteresowanie ku samemu kościołowi, obierając za cel wysadzenie transeptu! Ten jakże misterny plan wypełnił przy użyciu prochu strzelniczego. Niestety następni właściciele dorównali mu kroku mu kroku. W latach 1825-1835 rzeźby, które ocalały znalazły nowy dom w posiadłości Lorda Stuarta of Rothesay w Hampshire – angielskiego ambasadora w Paryżu.

Krok przed upadkiem

Właściwie już od lat 20 XIX wieku oczy Francuzów zwracane były ku ruinom ogromnego opactwa, któremu groziła katastrofa. Tajemnicze i pełne magii miejsce działało jak wabik na muchy na wszelkiej maści intelektualistów, pisarzy i malarzy. Jednakowoż na radykalne kroki trzeba było poczekać prawie 30 lat, a ocaleniem tego dobra zajęła się rodzina Lepel-Cointet. W 1946 roku opactwo Jumièges, a raczej to co z niego zostało odkupił od właścicieli rząd Francji. Misterna odbudowa i oczyszczanie terenu pozwoliły wkrótce na wykopaliska archeologiczne oraz utworzenie muzeum w dawnym Pałacu Opata. Prace konserwacyjne trwają tu nieustannie i wraz z pracami archeologicznymi pozwalają nam poznać bliżej dzieje jednego z najpotężniejszych opactw w północnej Normandii. Wracając do muzeum, jego skromne zbiory zawierają głównie elementy rzeźbione w kamieniu – kapitele, zworniki czy epitafia. Ocalałe dokumenty znajdują się w Rouen, a setki rzeźb zniknęły bez śladu.

Alzacja – W krainie bocianów i domków z piernika

Jak wiemy, każde imperium kiedyś upada, tak więc można z pewnością stwierdzić, że koniec Jumieges był nieuchronny. Otwarta pozostawała tylko kwestia w jaki sposób miało się to wydarzyć. Ciągły napływ posiadłości, począwszy od okresu przed Normanami aż do końca XII wieku sprawił, że opactwo Jumieges dysponowało majątkami skumulowanymi wzdłuż Sekwany od Hawru po Paryż. Oprócz tego należały do niego ziemie w Fécamp, Caen, Amiens, Beauvais, Dreux, Chartres i wielu innych miejscach w południowej Francji. Daje nam to obraz wielkiego bogactwa, a co za tym idzie przede wszystkim przywilejów. Daniny, dziesięciny i inne korzyści, które z tego czerpano strumieniem płynęły do głównej siedziby benedyktynów, która od początku XI wieku przez ponad trzy kolejne stulecia zamieniły ją w wielki plac budowy.

Renesans razy kilka

Pomijając strefę architektury i niekończące się przebudowy narzucane tak zwanym duchem czasu (jak chociażby ta, którą rozpoczęli Mauryści ponad wiek przed Wielką Rewolucją Francuską), opactwo Jumieges było zdecydowanie organizmem żywym w którym co rusz dokonywano reform skostniałej doktryny benedyktyńskiej. Oczywiście chodziło o to, aby dopasować ją do potrzeb opactwa, a nie opactwo do doktryny. Przecież trudno sobie wyobrazić jedno z głównych założeń zakonu (ubóstwo) w tym miejscu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę rozległe posiadłości Jumieges.

Opactwo Senanque – Na morzach lawendy

O dobrych czasach w Jumièges możemy mówić właściwie od początku do samego końca jego działalności lecz jeśli trzeba już wskazać na okres rozkwitu to idealną datą byłby rok 940, w którym książę Normandii, syn legendarnego Rolfa – Wilhelm I o niewybrednym przydomku Długi Miecz (fr. Guillaume Longue Épée) postanowił przebudować posiadłość mnichów zaczynając od kościoła z ery Karolingów. Zamordowany 17 grudnia 942 roku książę nie mógł się nacieszyć swoim planem. Król Ludwik IV, któremu jak najbardziej śmierć księcia była na rękę, faworyzując opactwo św. Audoena w Rouen nakazał rozebrać niemal cały (i zniszczony) kościół. W grę wchodziły wielkie pieniądze, a braciszkowie nie mogli pozwolić na powtórkę z rozrywki, która zakończyła się stosunkowo niedawno. Chroniąc posiadłości mnisi szybko rozpoczęli koloryzowanie historii opactwa, wiążąc ją z żywotami świętych Aycadre oraz Huguesa i oczywiście wysławiając Wilhelma, podnosząc go niemalże do rangi świętego. Zadziałało.

Opactwo Saint Ouen w Rouen – Majstersztyk gotyku płomienistego

W 1040 roku nareszcie rozpoczęły się prace, których inicjatorem był opat Robert Champart mające na celu połączenie dwóch wież, należących do dwóch kościołów. Rozpoczynając od apsydy prace prowadzono ze wschodu na zachód, by 1 lipca roku pańskiego 1067 w obecności Wilhelma Zdobywcy konsekrować nową świątynię. W trakcie trwania budowy pędzący, wbrew pozorom dość pracowite życie (według maksymy Ora et Labora) mnisi szlifowali swe zdolności kaligraficzne w skryptorium. To właśnie na ten wiek przypada rozkwit umiejętność tworzenia zdobionych pomarańczowo-czerwonym atramentem manuskryptów. Wymyślne i pieczołowicie tworzone dekoracje zdobiły dzieła, a pośród nich najsłynniejszymi są zdecydowanie Biblia z Jumièges czy Brewiarz. Szczęśliwie zachowały się one do naszych czasów, obecnie znajdują się w Rouen.

Goście goście

Sielankę przerwały wojska Karola Złego (króla Nawarry), które w 1358 roku zjawiły się tu w ilości sztuk około 800! W 1415 roku z kolei aby chronić opactwo przed upadkiem ówczesny opat, Nicolas-Le-Roux musiał złożyć przysięgę lojalności królowi Henrykowi V Lancasterowi. Powstanie chłopów w 1434 roku finalnie zmusiło braci do ucieczki. Chyląca się ku końcowi Wojna Stuletnia z Anglią pozwoliła na powrót w roku 1450. Wkrótce okazało się jednak, że zaniedbane budynki wymagały naprawy. Ograniczono się tylko do najpotrzebniejszych reparacji i jakby tego było mało na początku roku do Jumièges przybył król Karol VII ze swoją matresą Agnès Sorel. Ta z kolei zmarła przy narodzinach swej córki, 9 lutego tegoż roku, a jej serce spoczęło w kościele Najświętszej Marii Panny.

Oczywiście nie tylko Wojna Stuletnia czy Rewolucja Francuska dały się we znaki opactwu. W 1562 roku Jumièges zostało splądrowane przez Hugenotów, a straty oszacowano na ogromną sumę. Kolejno Wojna Świętej Ligii pomiędzy październikiem 1591 a kwietniem 1592 sprowadziła do opactwa całe hordy ludzi szukających schronienia. Podobne sytuacje i niezapowiedziani goście pojawiali się tu niejednokrotnie.

Historii Początek

Opactwo istniało już zanim pojawił się tu później kanonizowany Filibert z Jumièges, który wprowadził w życie regułę świętego Benedykta. Nie pierwszy i nie ostatni raz historia tego miejsca połączyła się z historią opactwa Saint-Ouen – tym razem persona samego świętego Audoena (Saint-Ouen), który był nauczycielem Filiberta. Nie powinien zatem dziwić nas szybki rozwój Jumieges, które szybko zaskarbiło sobie nieograniczoną łaskę króla Chlodwiga II i przede wszystkim jego żony Betyldy.

Sprytny, a może raczej rezolutny, Filbert bardzo wziął sobie do serca swoją misję zaczynając od budowy czterech kościołów w jego opactwie. Następnym krokiem było otwarcie klasztoru dla kobiet i oczywiście rozwój handlu z Anglią. Według biografii świętego sprzedawał on towary po wysokich cenach, by nadwyżkę zainwestować w niewolników i sprowadzać ich do Francji. Po tym jak na świętego przystało puszczał ich wolno. W ciągu kolejnych wieków legenda najbardziej zasłużonego opata rosła, tak jak i rósł ogromny kompleks, który opisano później w wielkim dziele – Życie Świętego Filberta z VIII/IX wieku. Jak to jednak w życiu bywa, niezbadane są wyroki boskie…

Od maja 841 roku Skandynawowie zaczęli coraz odważniej zapuszczać się w głąb kontynentu plądrując i paląc wszystko, co napotkali na swojej drodze. 71 lat zajęła pogańska przygoda, do czasu kiedy Rolf dał się ochrzcić i stał się pierwszym księciem Normandii. Opustoszałe przez ataki opactwo Jumieges ponownie zaczęło tętnić życiem wraz z objęciem władzy przez syna Rolfa – Wilhelma – tego od miecza.

Życie w klasztorze

Ależ oczywiście, że bracia nie mogli liczyć tylko na łaskę, czy też bardzo często niełaskę, władców. Musieli jakoś zarabiać na życie, tak inne niż to, które toczyło się za grubymi murami Jumieges. Na pewno przeszło Wam przez myśl skąd ta cała kasa, bądź z czego żyli? Po części był to efekt hojności pary królewskiej. Jak wiemy na pewnym etapie chrześcijaństwa zaczęto wierzyć, że miejsce w niebie da się kupić. Innym źródłem były rzecz jasna mnożące się jak grzyby po deszczu posiadłości. Nazwijmy to aktywami, które jednak z racji szeregu czynników i chęci rozbudowy siedziby głównej opactwa nigdy nie pokryłyby jego potrzeb.

Rybołóstwo było tym, co przynosiło i dochód i wyżywienie. Może nie do końca należy nazywać to rybołówstwie. Mnisi bowiem kontrolowali transport rzeczny, więc obowiązkowym punktem wyprawy każdego bosmana był punkt poboru cła, gdzie zostawiano srebro i inne dobra. Ryby zatem braciszkowie łowili przy okazji. Tutaj znowu nadużyciem wydaje się słowo łowili. Łowiono, dla nich.

L’Épine – Bazylika Notre-Dame na cierniach

W XIII wieku opactwo Jumieges zamieszkiwało 57 braci, co było największą ich liczbą w całej historii. Na czele stał opat, a za nim przeor i kilku sub-przeorów. Ci ostatni zajmowali się nadzorowaniem, utrzymywaniem dyscypliny wśród braci i nauką nowicjuszy. Cała reszta podzielona była tak, aby każdy z braci zajmował się określoną funkcją. Tak oto opactwo posiadało kapelana, pielęgniarza, kucharza, skarbnika i całą rzeszę pomocników, kucharzy, ogrodników, rzemieślników. Dokumenty z 1413 roku wyliczają ich aż 32, czyli na każdego kapłana przypadało pół pomocnika!

Benedyktynom przyświecała maksyma Ora et Labora, czyli módl się i pracuj. To też właśnie czynili – oprócz przypisanych prac modlili się, a rytm ich życia wyznaczały dzwony. Tym podporządkowane były godziny liturgiczne – prymy, tercie, seksty, nony, nieszpory, komplety i jutrznie. Wszystkie modlitwy z wyjątkiem nieszpor i nocnych komplet odbywały się w kościele Notre-Dame. Z racji bliskości dormitorium oracje wieczorne (nieszpory i komplety) miały miejsce w kościele świętego Piotra (Saint-Pierre).

Opactwo w Murbach – Umyślnie zniszczone

Według panującej w Jumieges reguły każde miejsce, gest czy słowo miało wymiar podniosły – niemalże święty. Przed wykonaniem każdej czynności trzeba było zatem wyrecytować odpowiednią, krótką modlitwę. Błogosławieństwo jedzenia czy picia było zupełnie czymś naturalnym, tak jak błogosławienie biblioteki czy stajni. Codzienną rutyną była zbiórka w kapitularzu, gdzie odczytywano jeden rozdział z reguły świętego Benedykta. W IX wieku mnisi zajmowali się również zbieraniem plonów, jednak szybko okazało się, że to zadanie nie dla nich. Później życie wypełniała kaligrafia i kopiowanie ksiąg.

Opactwo Jumieges – Magiczna Ruina

Szczerze powiedziawszy, jeśli mamy choć trochę wyobraźni, bez trudu wyobrazimy sobie splendor tego miejsca. Mamy przecież już całkiem niezły materiał na którym możemy pracować. Dostęp do malowniczo położonych ruin zapewnia nam XIV-wieczna brama, powstała granicząc ze stajniami oraz oficynami opactwa. Zanim jednak zasiądziemy do wehikułu czasu warto okrążyć kościół Notre-Dame. Zdecydowanie to on wiedzie prym w tej scenerii! Ruiny położone są w parku, który zapewnia nam możliwość podziwiania zabudowań z wielu perspektyw. Na wzgórzu, ponad nimi natomiast, znajduje się zbudowany w latach 1666-1671 Pałac Opata. Oprócz pięknych widoków oferuje nam on możliwość podziwiania niewielu pozostałych tu dzieł sztuki.

Opactwo w Conques – Skarb leśnej pustyni

Wszakże jeśli jesteśmy niecierpliwi, podziwianie perspektyw możemy pozostawić sobie na później zaczynając podróż w czasie właśnie od fasady zachodniej, witającej nas po przekroczeniu bramy. Wzniesiona około roku 1060 świątynia zastąpiła dawny kościół Saint-Sauveur, istniejący tu od czasów dynastii Karolingów. Dwie 28 metrowe wieże o barwnych jak na romanizm dekoracjach u szczytu zdają się zrywać z konwencją epoki. Pomiędzy nimi umieszczono trybunę do której dostęp zapewniały schody ulokowane w obu z nich.

Nie tylko wieże sprawiają wrażenie bardziej gotyckich niż romańskich, ale sama nawa główna o wysokości 25 metrów jest najwznioślejszą romańską nawą w Normandii. Podzielona została na osiem przęseł oddzielonych od naw bocznych naprzemiennie filarami słabymi – cylindrycznymi i mocnymi – o szerokim przekroju. Możliwe, że układ ten spowodowany był użyciem sklepienia kolebkowego jako łącznika z nawami bocznymi. Wiadomo, że kapitele wielkich arkad były polichromowane. Niestety ze względu na upływ czasu i warunki atmosferyczne nie ma już po nich widocznego śladu. Północna nawa boczna jako jedyna zachowała swój oryginalny dach pokryty sklepieniem krzyżowym. Prawdopodobnie trybuny znajdujące się o poziom wyżej posiadały taki sam typ sklepienia.

Opactwo Saint Jean des Vignes w Soissons

Jeśli chodzi o transept musimy wysilić się nieco bardziej, gdyż mamy do dyspozycji tylko jego niewielki fragment. Doskonale widoczna jest za to ściana, która tworzyła niegdyś latarnię. Widać na niej dwa rzędy otworów okiennych z których wyższe partie należały do kondygnacji z dzwonami natomiast niższe doświetlały wnętrze świątyni. Pomimo ogromnych modyfikacji w XII i XIII wieku transept zachował swój oryginalny kształt. Jego ramiona wyposażono w galerię, która łączyła się tak, że można było dzięki niej okrążyć obiekt. Jest to jeden z dwóch najstarszych przykładów systemu komunikacji tego typu w obiektach z epoki romańskiej w Normandii.

Gotycki chór wzniesiony w latach 1267-1278 składał się z siedmiu promieniście odchodzących kaplic wokół ambitem. Jedyna kaplica, która przetrwała „wielką masakrę” jest drugą kaplicą w południowej jego części. Wszystkie z nich położone były na planie kwadratu oprócz w tej, która usytuowana była centralnie za prezbiterium. Pomiędzy nawą a chórem znajdowało się kamienne lektorium z którego do naszych czasów przetrwała scena z Pasji.

Kościół Saint Maclou w Rouen – Symbol rozstroju myśli

Los kościoła Notre-Dame podzielił również kościół Saint-Pierre z VII wieku, którego bryła zachowała się w nieco lepszym stanie. Z kaplicy świętego Marcina zachował się na przykład piękny zwornik przedstawiający legendę o świętym Filbercie i lisie. Reszta budynków opactwa nie miała jednak tyle szczęścia aczkolwiek archeolodzy z łatwością stwierdzili jakie funkcje pełniły dane obiekty. Do Notre-Dame oczywiście przyłączony był klasztor otoczony arkadami w stylu gotyku promienistego. Transept tego kościoła sąsiadował zaś z kapitularzem z którego zresztą pochodzą XII-wieczne sarkofagi zachowane na terenie świątyni. Z transeptem sąsiadował również skarbiec opactwa, którego liczne zbiory przetopiono podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej nie pozostawiając po nich praktycznie żadnego śladu.

Do zachodniej fasady „przyklejono” również zajazd w którym goszczono ważne osobistości – królów, baronów czy wysokich dygnitarzy kościelnych. XII-wieczna hala o 35 (!) metrowym sklepieniu i fantazyjnych modylionach w czasach Maurystów została przekształcona w bibliotekę mieszczącą 5400 ksiąg drukowanych i 392 manuskrypty przed Wielką Rewolucją. Obok zajazdu znajdował się również refektarz, a pod nim piwnice w których przechowywano żywność i wino.

Faktycznie opactwo w Jumieges od dawna jest tylko wspomnieniem świetności, ale miejsce to zachowało swojego ducha. Jego bryła stała się wzorem dla opactwa Westminister w Londynie za sprawą opata Roberta Champarta i również w tej wspaniałej budowli możemy doszukiwać się potęgi Jumièges.

O innych wspaniałych kościołach opackich przeczytacie również we wpisie:

Lektura:

Jeśli spodobał Ci się materiał i masz ochotę, możesz postawić mi kawę. :) W końcu nic tak nie motywuje do dalszego działania… Z góry dziękuje za okazane wsparcie!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Powiązane wpisy:

Komentarze:

  1. Odkąd czytam Twojego bloga, to mi się już nawet jeździć nie chce. Sekulada pojedzie, zdjęcia zrobi, poczyta, opisze porządnie. Czasem myślę, że zamiast się gdzieś samej tłuc, to ja Ci po prostu bilet kupię, co? ;)

  2. Takie miejsca to fascynujące historie i dowód na to jak wiele się działo w tych mrocznych wiekach w Europie. Bardzo doceniam opisy każdego szczegółu :)

  3. Pięknie opowiedziana historia. Z przyjemnością wsiadłabym do wehikułu czasu, żeby zobaczyć opactwo w pełnej krasie. A do tego przypomniała mi się moja szkoła, która wypuszczała gazetkę o jakże szlachetmym tytule 'Ora et labora’.. ;)

Back to top button
error: Zawartość chroniona!